się na brzuchu i tak pojechał w ślad za całą kawalkadą, która sunęła
ulicami niczym procesja upiorów. Obejrzał się. W świetle księżyca RS 215 kamienne anioły wyglądały tak, jakby próbowały ożyć, poruszyć się, krzyknąć ostrzegawczo. Ale mogły tylko stać i płakać. Przybyli na starą, od dawna opuszczoną plantację, kompletnie zaniedbaną, zarośniętą, gdyż natura próbowała odzyskać, co do niej należało. Czerwona mgła nieodłącznie towarzyszyła pojazdom, więc wysiadający goście mieli wrażenie, że zostali przeniesieni gdzieś na koniec świata, do piątego wymiaru, do szkarłatnego snu. Gąszcz krzewów, zarośla, pnącza, liście pod nogami, niesamowita mgła, czerwone światła płonące w oknach domu. Jessica bezceremonialnie przepchnęła się pomiędzy gośćmi, by jak najszybciej wejść do domu i ocenić sytuację. W holu grał wielki plazmowy telewizor, widać gdzieś w domu podłączono generator. Ozdobne schody prowadziły na piętro, na parterze zaś urządzono bar, w którym urzędował młody człowiek, gotów serwować drinki, w tym oczywiście Krwawą Mary. - Witaj, domino. Wiedziałem, że przyjdziesz. Serce zabiło jej mocniej. A więc Władca spodziewał się jej. Popatrzyła na młodego człowieka, nachyliła się nad barem, aż ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Jessica wbiła wzrok w jego oczy. - Masz stąd wyjść. Natychmiast. - Wyjść -powtórzył posłusznie. - Jak? Którędy? - Tylnym wyjściem. Kieruj się do rzeki i idź wzdłuż niej, aż znajdziesz jakąś łódź. A teraz wynoś się stąd i to jak najszybciej, zrozumiano? Popatrzył na nią z powagą, skinął głową i znikł w tłumie, kierując się w stronę tylnych drzwi. Jessica oceniła wzrokiem osoby znajdujące się RS 216 najbliżej niej, po czym chwyciła za klapy mężczyznę w surducie z epoki edwardiańskiej. - Ty - rzekła dobitnie. - Staniesz za barem. Chciał zaprotestować, lecz wargi Jessiki wykrzywił niepokojący uśmiech. - Chcesz, żeby cię wybatożyć? Dobrze wiesz, kim jestem, dlatego zrobisz dokładnie to, co ci każę. Skłonił się głęboko, niemal upadł przed nią na kolana. - Błagam, bym mógł ci służyć. - Bardzo dobrze. Zrób, co mówiłam. Wszedł za bar, zaś Jessica zaczęła krążyć wśród gości niczym gospodyni przyjęcia, jednym wydając szorstkie rozkazy, innym zaś szepcząc do ucha zmysłowe zaproszenia, a wszystkie jej działania służyły temu, by oddzielić bezbronne owce od drapieżników. Te pierwsze miały pozostać na dole, skąd miały szansę uciec, te drugie z kolei... - Proszę o uwagę - oznajmiła głośno. — Wszyscy czekamy na Władcę, niech nikt nie śmie zacząć głównej zabawy przed jego przybyciem. A kiedy tak będziemy czekać... - jej głos stał się niski, sugestywny, przeszedł w pomruk - jako gospodyni balu pragnę osobiście przyjąć każdego z was w mojej komnacie na piętrze. Oczywiście po kolei, nie naraz. Ci, dla których jest to pierwsze przyjęcie, niech czekają na swoją kolej. Ci, którzy są... doświadczeni, mają pierwszeństwo. Zapraszam pojedynczo lub w parach, jeśli tak preferujecie. Bezwzględnie obowiązuje zasada starszeństwa. - Wykonała gest dłonią. - Bar jest