odniosła wrażenie, że coś przed nią ukrywa. Miał jakieś podejrzenia,
o których nie chciał mówić. Ale co to mogło być? O czym mógł wiedzieć, co by dotyczyło jej samej? Z pewnością nie chodziło o nic złego, w każdym razie nic z rzeczy, do jakich przywykł: zamachy, bomby, porwania. Tu chodziło tylko o kogoś, kto chciał ją przestraszyć. Odsunęła od siebie te pytania i weszła do łazienki po przybory do golenia, a potem wrzuciła wszystko do samochodu i poszła do biura motelu. Recepcjonistka była rzeczową kobietą po sześćdziesiątce. Szukając rachunku, narzekała na ból kolana. – Upadłam zeszłej zimy, gdy sprzątałam strych w domu mamy. Już od ponad roku nie żyje, ale wcześniej nie mogłam się do tego zabrać. – Znalazła właściwy papier i położyła go na ladzie, poprawiając okulary. – Właściciel ciągle się odgraża, że kupi komputery, ale zupełnie nie rozumiem po co. A niech mnie, Sebastian Redwing! Wnuk Daisy Wheaton? – Tak – potwierdziła Lucy. – Zna go pani? – Znałam go, gdy był chłopcem. Teraz pewnie bym go nie poznała. Zamieszkał u Daisy, gdy jego rodzice zginęli. To był okropny wypadek. Okropny! Nigdy tego nie zapomnę. Ta biedna kobieta przeżyła swojego męża i jedyne dziecko. Kiedy Joshua Wheaton zginął, byłam jeszcze małą dziewczynką i nie rozumiałam, co się stało, ale od tamtej pory boję się wodospadów. Nawet nigdy nie poszłam nad Wodospad Joshui. – Naprawdę? Jest bardzo piękny. Kobieta zacisnęła usta z dezaprobatą. – Moim zdaniem niepotrzebnie nadali temu wodospadowi jego imię. Gdyby mnie przejechała ciężarówka, to wcale bym nie chciała, żeby ktoś ją nazwał ,,Eileen O’Reilly’’. Lucy uśmiechnęła się. – Pewnie ludzie chcieli go uczcić za to, że uratował chłopca. – Był bardzo lekkomyślny. Nie myślał o swojej żonie i dziecku. – Może nie, ale w takiej sytuacji... Sama nie wiem, ale chyba każdy próbowałby coś zrobić. To taki odruch, nie ma czasu na kalkulowanie ryzyka. Zresztą Joshua pewnie sądził, że sobie poradzi, inaczej byłby zwykłym samobójcą. Recepcjonistka najpierw coś mruknęła do siebie, a potem powiedziała: – Ludzie mówili, że on wiedział, co robi, tylko źle ocenił stan wody. Prądy i wiry były silniejsze, niż się mogło wydawać, i już nie udało mu się stamtąd wydostać. W każdym razie to smutna historia. Mama mówiła, że Daisy nigdy nie przestała opłakiwać Joshui. – Przyjaźniły się? – zapytała Lucy. Osoba Daisy Wheaton bardzo ją ciekawiła, ale nigdy nie odważyła się wypytywać o nią sąsiadów w obawie, by nie uznali jej za wścibską. Nigdy też nie przyszło jej do głowy, by zapytać Sebastiana. – Razem szyły patchworki – westchnęła Eileen O’Reilly i do jej oczu napłynęły łzy. – Ale to było dawno temu. Mama miała dziewięćdziesiąt dwa lata, gdy umarła. A mimo to córka za nią tęskni, pomyślała Lucy ze wzruszeniem.